PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=34199}

Marzyciele

The Dreamers
7,2 65 301
ocen
7,2 10 1 65301
6,5 16
ocen krytyków
Marzyciele
powrót do forum filmu Marzyciele

To nie dziwota, że większości ludziom na tym forum film się nie podobał.
Nie wnikam już w sam fakt, że absolutnie nikt nie argumentuje swoich wypowiedzi.
Że niby wyuzdany?- prawda, tylko, że dla mnie to wcale nie jest wada. Oczywiście- pewne przerysowanie ma tu miejsce, ale ma ono swój cel- przekraczamy jedną granicę, następną i kolejną, bez końca, lub do momentu, gdy ktoś nam przeszkodzi. Mało kto natomiast zwrócił uwagę na genialną grę symbolami (chociażby jedzenie ze śmietnika na znak dekadenckiej degeneracji społeczeństwa). Bertolucci rozprawia się z marzeniami, złudzeniami, z tym, czy rewolucja ma rację bytu, czy ludzi są tak samo dobrzy jak ich idea, i czy możliwe jest życie w pozbawionym granic trójkącie miłosnym. I to właśnie od tej ostatniej strony należy rozpatrywać film, rewolucja dzieje się obok i błędem jest zarzucanie reżyserowi, że „olał” on ten temat, taki właśnie miał zamysł- trójka kochanków jest tak pochłonięta swoimi zabawami, że wszystkie idee, walka o lepszą Francję, zostają zepchnięte na bok. Dopiero, gdy cegła wpada przez okno, lub będący w trakcie spaceru Matthew i Izabelle dostrzegają miasto w stanie całkowitego rozpadu, okazuje się, że Ci „wojownicy w służbie idei” zapomnieli o tym, co i jak chcieli zrobić. A rewolucja tak czy siak ma miejsce i to właśnie relacje bohaterów są jej metaforą, tutaj też ukazuje się prawdziwa siła omawianego filmu. Gra erotyzmem jest niesamowita, czuć każdą iskrę napięcia seksualnego między bohaterami, Bertolucci jest absolutnym mistrzem gry z podtekstami. Jeśli ktoś nie potrafi tego dostrzec, lub, co gorsza czuje się tym zniesmaczony, nie wie, co traci. Film absolutnie wart zobaczenia.

ocenił(a) film na 10
Fei

Fei, napisales dokladnie to, co mysle sama na temat filmu. Wsrod wszystkich moich znajomych wzbudza on roznorodne opinie, ale dla mnie jest genialny. Wszyscy prawie zarzucaja "pominiecie" watku paryskiego maja'68, a przeciez o to tu chodzi. Nie ma sensu, bym powtarzala Twoje slowa, dodam jedynie, ze dla mnie punktem kulminacyjnym byl koktajl Molotowa pod koniec. Jak on mowi wiele o tych wydarzeniach, tych ludziach. Po co opisywac "Noc Barykad", skoro jedna podpalona buletka w reku Theo jest az nadto wymowna.

Fei

Zgadzam się całkowicie. :))))))))))))))))))))))))))))) ))))))))))))))))))))))))

Fei

"rewolucji" to w tym filmie nie ma, ale urzeka ladna forma :)

co do samej rewolucji, hm bohaterowie sami mieli juz to o co walczli pozostali, oni zyli tym wszystkim, ich rewolucja trwala podczasz kiedy na ulicach o nia walczono.. rewolucja to bunt ktory kielkuje ukryty w 4 scianach, powoli odslaniany, dla wiekszego smaczku, choc nie wiem czy nie lepiej zostawic go dla samego siebie..

-film warto obejrzec.

Fei

Tak, i warto przy tym zauważyć pewną paralelę. Kiedy rodzice wracają, zastają mieszkanie wyglądające mniej więcej tak, jak cały Paryż w maju '68. ;-) A gdy już mówimy o koktajlu Mołotowa, ironicznym jest, że Theo serwuje go policjantom w butelce po całkiem niezłym winie (symbol arystokracji). Ten paradoks jest lapidarną metaforą całej paryskiej rewolucji, a także - być może - szerszego zjawiska Nowej Lewicy z jej rozdźwiękiem między pozornym zaangażowaniem w sprawy społeczne, a faktycznym oderwaniem od rzeczywistości. Ale oczywiście nie tylko o to tu chodzi.
Nasuwa się pytanie już nie o granice wolności, tylko o samo jej pojęcie. 1. Wedle klasycznej definicji, wolność człowieka jest obszarem wszelkich możliwości, jakie ten człowiek posiada. Wszystkim, co ktoś może zrobić, choćby nigdy tego nie zrobił. 2. Istnieje też węższe (lubiane m.in. przez satanistów) pojęcie wolności jako obszaru realizowania się czyjejś woli. W takim rozumieniu wolność nie jest potencjałem, lecz istnieje wyłącznie "in actu", w działaniu. Według tej definicji, wolność danego człowieka to tylko to, co człowiek ten faktycznie robi.
Moim zdaniem bohaterom filmu wydaje się, że poszerzają granice swojej wolności (definicja druga). Faktycznie zaś jedynie eksplorują pewien obszar istniejący od wieków, w dodatku wieki temu zbadany (definicja pierwsza). Z ich prywatnej "rewolucji" nic nie wynika i, prawdę mówiąc, to samo powiedzieć można o rewolucji toczącej się na ulicach Paryża. Pierwsza jest jedynie dekonstrukcją ustalonych norm, druga ich destrukcją. Żadna nie ma pozytywnego programu oprócz mętnych deklaracji. Matthew zresztą doskonale punktuje to w swoich dyskusjach z Theo.
Jeżeli film Bertolucciego miałby jakieś przesłanie, byłaby nim pozorność "rewolucji '68" i, być może, bezsensowność wszelkiej rewolucji jako takiej. Notabene przypomina się tu utwór Davida Bowiego "Cygnet Committee", będący celnym pamfletem na całą Nową Lewicę, obnażającym jej destrukcyjne (i, poniekąd,totalitarne) zapędy.

Fei

Tak, i warto przy tym zauważyć pewną paralelę. Kiedy rodzice wracają, zastają mieszkanie wyglądające mniej więcej tak, jak cały Paryż w maju '68. ;-) A gdy już mówimy o koktajlu Mołotowa, ironicznym jest, że Theo serwuje go policjantom w butelce po całkiem niezłym winie (symbol arystokracji). Ten paradoks jest lapidarną metaforą całej paryskiej rewolucji, a także - być może - szerszego zjawiska Nowej Lewicy z jej rozdźwiękiem między pozornym zaangażowaniem w sprawy społeczne, a faktycznym oderwaniem od rzeczywistości. Ale oczywiście nie tylko o to tu chodzi.
Nasuwa się pytanie już nie o granice wolności, tylko o samo jej pojęcie. 1. Wedle klasycznej definicji, wolność człowieka jest obszarem wszelkich możliwości, jakie ten człowiek posiada. Wszystkim, co ktoś może zrobić, choćby nigdy tego nie zrobił. 2. Istnieje też węższe (lubiane m.in. przez satanistów) pojęcie wolności jako obszaru realizowania się czyjejś woli. W takim rozumieniu wolność nie jest potencjałem, lecz istnieje wyłącznie "in actu", w działaniu. Według tej definicji, wolność danego człowieka to tylko to, co człowiek ten faktycznie robi.
Moim zdaniem bohaterom filmu wydaje się, że poszerzają granice swojej wolności (definicja druga). Faktycznie zaś jedynie eksplorują pewien obszar istniejący od wieków, w dodatku wieki temu zbadany (definicja pierwsza). Z ich prywatnej "rewolucji" nic nie wynika i, prawdę mówiąc, to samo powiedzieć można o rewolucji toczącej się na ulicach Paryża. Pierwsza jest jedynie dekonstrukcją ustalonych norm, druga ich destrukcją. Żadna nie ma pozytywnego programu oprócz mętnych deklaracji. Matthew zresztą doskonale punktuje to w swoich dyskusjach z Theo.
Jeżeli film Bertolucciego miałby jakieś przesłanie, byłaby nim pozorność "rewolucji '68" i, być może, bezsensowność wszelkiej rewolucji jako takiej. Notabene przypomina się tu utwór Davida Bowiego "Cygnet Committee", będący celnym pamfletem na całą Nową Lewicę, obnażającym jej destrukcyjne (i, poniekąd,totalitarne) zapędy.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones